Trwający przez ostatnie miesiące wyścig wyborczy w Stanach Zjednoczonych zakończył się 3 listopada – w dniu, kiedy zostało wiadomo, że to Joe Biden zdobył więcej głosów wyborczych. Wielu inwestorów na rynku martwi się kursem, jaki przyjmie nowy prezydent, a zwłaszcza pracownicy branży naftowej. Czują się nieswojo z nowym prezydentem.
Z Joe Bidenem krótkoterminowe perspektywy dla rynku ropy wyglądają optymistycznie. Jeżeli większość w Kongresie będzie należeć do Partii Demokratycznej, istnieje prawdopodobieństwo, że zostaną przyjęte pakiety środków fiskalnych, wspierających gospodarkę. Eksperci zwracają uwagę, że przy dodatkowym wsparciu w wysokości 1 bln USD popyt na ropę może wzrosnąć o prawie 400 tys. baryłek dziennie w 2021 r.
Kolejnym pozytywnym czynnikiem jest prawdopodobieństwo poprawy relacji między Waszyngtonem a Pekinem. Analitycy szacują, że w 2019 r. branża żeglugowa zaczęła zużywać o 300 tys. baryłek ropy dziennie mniej. Wraz z normalizacją relacji Chin z USA wielkość popytu na surowce powróci do poprzednich wartości. A jeżeli protekcjonizmu będzie mniej, do 2025 r. globalny PKB może wzrosnąć o 1–2 proc., a popyt na ropę wzrośnie o 500 tys. b / d.
Bidena wyraża gotowość do kontynuowania negocjacji z przedstawicielami Iranu i Wenezueli. Generalnie wyznaje strategię ciągłego dialogu z partnerami zamiast utrzymywania bojkotu. W szczególności Biden zamierza powrócić do realizacji wspólnego kompleksowego planu działań nakreślonych w porozumieniu jądrowym z Iranem, jeżeli kraj ten będzie przestrzegać warunków zawartych w planie
Ponadto Biden zamierza znieść niektóre sankcje wobec Teheranu i Caracas. Jak wiadomo, sankcje ogłoszone przez Donalda Trumpa doprowadziły do ograniczenia wzrostu podaży na rynku ropy produkowanej przez Iran i Wenezuelę.
Podaż na rynku może wzrosnąć dzięki napływowi 2 mln baryłek ropy dziennie z Iranu i prawie 1 mln baryłek ropy dziennie z Wenezueli. Przy takich wielkościach presja na rynek znacznie wzrośnie.
Jeśli Joe Biden obejmie stanowisko prezydenckie, wówczas nastąpi zmiana priorytetu polityki energetycznej na rzecz „zielonej”, a sektor naftowo-gazowy nie będzie już otrzymywać takiego wsparcia. Kandydat od Demokratów planuje przeznaczyć 2 bln USD na rozwój odnawialnych źródeł energii i stopniowe przechodzenie na wykorzystanie tej energii do 2035 r.
Plany Bidena obejmują również wprowadzenie bardziej rygorystycznych norm środowiskowych. Analitycy prognozują, że w tym przypadku do 2025 r. popyt na ropę spadnie o 500 tys. baryłek dziennie. Jednocześnie kandydat Partii Demokratycznej zamierza wydać rozkaz zaprzestania wydawania nowych koncesji deweloperom złóż ropy i gazu na terenach należących do państwa, a także zagospodarowania szelfów morskich. Ekonomiści uważają, że do 2035 r. redukcja wydobycia ropy i gazu wyniesie około 30 proc. na obszarach morskich w porównaniu z wolumenem wydobycia przy dalszym wydawaniu nowych licencji. Ogólnie zmniejszenie wielkości dostaw pozytywnie wpłynie na rynek, ale proces ten może zająć około 5 lat. Na przykład za prezydenta Obamy „zielona” energia również otrzymała wsparcie, ale w tym samym okresie amerykański przemysł naftowo-gazowy też się rozwijał, a nawet doszedł do „rewolucji łupkowej”.
Tym samym za prezydenta Bidena wsparciem dla rynku ropy będzie wprowadzenie zachęt podatkowych, ale będzie to miało efekt krótkoterminowy, a perspektywa średniookresowa sprowadzi się do tego, że podaż na rynku światowym wzrośnie, a sektor transportowy (na który przypada ponad 60 proc. światowego popytu) może zmniejszyć konsumpcję. Zdaniem analityków saldo może przesunąć się do nadwyżki 1,5-2 mln baryłek dziennie do 2025 r. ze względu na politykę Bidena.
Najwyraźniej Biden swoimi działaniami może anulować porozumienie OPEC + mające na celu ograniczenie wydobycia surowców w wyniku pandemii COVID-19. Na przykład może przejść do osłabienia sankcji wobec Iranu i Wenezueli, by ich ropa trafiła na światowy rynek i ceny węglowodorów spadły.
Ponadto Biden nazwał już Rosję, jeden z krajów uczestniczących w umowie, głównym zagrożeniem dla Stanów Zjednoczonych. W szczególności istnieje ryzyko wyjścia Rosji z OPEC +, co oznacza, że całe porozumienie przestanie istnieć. Dotychczas Rosja była jego członkiem dzięki wpływowi Trumpa.
W dodatku Biden zapowiedział już gotowość ponownego przemyślenia relacji z Arabią Saudyjską – liderem OPEC.
Przypomnijmy, że na początku swojej prezydentury Donald Trump ostro skrytykował OPEC, po czym zmienił swoją rytorykę. Podpisał nawet umowę OPEC + na ograniczenie wydobycia ropy.
Pamiętacie prezydenturę George’a W. Busha? Kiedyś był nafciarzem z Teksasu. Jego wiceprezes Dick Cheney był również zaangażowany w przemysł naftowy. Jednak nawet przyjazna dla sektora naftowego administracja nie mogła powstrzymać spadku wydobycia ropy w kraju, który trwał przez całą kadencję Busha.
Następnie nadeszła kadencja Baracka Obamy, zagorzałego ekologa i bojownika przeciwko zmianom klimatycznym. Jednak wielkość wydobycia ropy podczas jego rządów wróciła do wzrostu i rosła cały czas.
Jaki jest wniosek? Prezydent Stanów Zjednoczonych nie ma silnego wpływu na sektor naftowy.
Dlaczego amerykański przemysł naftowy rozwijał się pod rządami Obamy? Ponieważ technologie wydobycia ropy łupkowej osiągnęły taki poziom, że wydobycie surowców stało się opłacalne. Oznacza to, że produkcja ropy naftowej w Stanach Zjednoczonych rosła wbrew polityce prezydenta.
Biden, będąc demokratą i w jakimś sensie następcą Obamy, prawdopodobnie będzie prowadził podobną politykę. Nafciarzy napotkają szereg ograniczeń, ale raczej nie dojdzie do zakazu produkcji łupków.
Joe Biden może wpływać na sektor naftowo-gazowy tylko w ramach walki z koronawirusem, który wyrządzi znacznie więcej szkód tej branży niż sam Biden.
Jeśli Biały Dom zdoła opanować pandemię, popyt na ropę może wzrosnąć.
Wszystkie inne środki podjęte przez niego będą raczej powierzchowne.