Donald Trump opuszcza Biały Dom. Zobaczmy, co odziedziczył kraj po 45. prezydencie Stanów Zjednoczonych.
Zapewne w całej historii Stanów Zjednoczonych Donald Trump pozostanie najbardziej „niezwykłym” prezydentem. Po raz pierwszy od lat szefem Białego Domu wybrano nie zawodowego polityka, a biznesmena, a jednocześnie nawet jego biznesowy wizerunek nie był idealny.
Podczas kampanii wyborczej większość wyborców uważała, że to właśnie Trump lepiej poradzi sobie z gospodarką krajową. Prawdopodobnie tylko w tej kwestii Trump miał przewagę nad swoim demokratycznym przeciwnikiem Joe Bidenem.
Nie chodzi tu tylko o to, że większość Amerykanów kojarzy wzrost gospodarczy z Partią Republikańską, a walkę o sprawiedliwość społeczną ze szkodą dla gospodarki z Partią Demokratyczną. Możemy podać prawdziwe liczby i fakty.
Donald Trump był prezydentem Stanów Zjednoczonych przez 4 lata, z których 3 poświęcił na rozwój gospodarki. Pod rządami Trumpa PKB rósł znacznie szybciej niż za jego poprzednika. W kraju zmniejszyło się ubóstwo i bezrobocie, a indeksy giełdowe osiągały szczyt. Można nawet powiedzieć, że Trumpowi udało się osiągnąć podobne wyniki, jak swego czasu Reaganowi, ale w ostatnim roku jego rządów w Stany Zjednoczone i cały świat uderzyła pandemia.
Przez pierwsze 3 lata prezydenctwa Donalda Trumpa średni wzrost amerykańskiego PKB był na poziomie 2,5 proc. rocznie, a główne indeksy osiągnęły historyczne maksima. W czasie jego prezydentury utworzono 6,4 mln nowych miejsc pracy, co pomogło obniżyć stopę bezrobocia do 3,5 proc. – jest to nowe maksimum od 50 lat. Płace wzrosły o 2,1 proc., a wskaźnik ubóstwa spadł do 10,5 proc., co z kolei jest historycznym minimum.
Trumpowi za pierwsze 3 lata udało się osiągnąć sukces w zakresie takich wskaźników jak PKB, ubóstwo i bezrobocie, giełda, płace. Wielu zaczęło uważać go za prawie najbardziej skutecznego prezydenta w ciągu ostatnich 50 lat.
Jednak gdy tylko zaczął się kryzys związany z koronawirusem, gospodarka Stanów Zjednoczonych zaczęła osiągać najgorsze wyniki we wszystkich omawianych wskaźnikach za ten sam okres. I tu pojawia się pytanie, czy to Donald Trump jest za to odpowiedzialny?
Spadek był naprawdę ogromny. W II kwartale ubiegłego roku PKB spadł o prawie jedną trzecią rok do roku, co jest największym spadkiem w historii. W kwietniu bezrobocie wzrosło do 14,7 proc. i było najwyższe od 1929 r. Warto jednak podkreślić, że dzisiaj ten wskaźnik ponownie spadł do 7,8 proc. Należy jednak mieć na uwadze, że większość Amerykanów nie pojawia się na rynku pracy, czyli ludzie przestali szukać pracy lub po prostu przeszli do szarej strefy. Spadek indeksów rynkowych wiosną wyniósł ponad 30 proc. Te spadki udało się już nadrobić, czemu sprzyjały głównie giganci z sektora IT.
Innymi słowy, gdyby nie Covid-19, przez który amerykańska gospodarka cofnęła się o 30 lat do tyłu, a rating Trumpa drastycznie spadł, wyniki jego polityki gospodarczej w ostatnich wyborach mogłyby dać mu wystarczająco dużo głosów, by ponownie zostać wybranym na głowę państwa.
Więc jakie jest dziedzictwo Trumpa? Trump zostanie zapamiętany za innowacje w systemie podatkowym, deregulację gospodarki, wzrost wydatków rządowych, reformy polityki imigracyjnej i handlu zagranicznego.
Tak więc w 2017 r. Trump znacznie obniżył podatki dla biznesu. Spadły podatki dla przedsiębiorstw, nieznacznie obniżono podatek dochodowy, rozszerzono i zracjonalizowano odliczenia podatkowe, podniesiono progi majątkowe, od których płaci się podatek od darowizny.
Dzięki temu gospodarka znacząco wzrosła i teraz Bidenowi będzie dość trudno zmienić zasady gry, nawet pod hasłem sprawiedliwości społecznej.
W kwestii deregulacji gospodarki Donald Trump niemal od pierwszych dni swojej prezydentury wydał dekret, zgodnie z którym przed podjęciem dowolnej decyzji o zaostrzeniu regulacji należy podjąć dwie decyzje na rzecz osłabienia regulacji. W rzeczywistości stosunek ten był jeszcze większy, zwłaszcza w dziedzinie energetyki i finansów. Tym samym zniesiono wiele ograniczeń, które miały na celu ochronę środowiska, dzięki czemu Stany Zjednoczone znacząco zwiększyły wydobycie ropy i jednocześnie wyprzedziły Moskwę i Rijad.
W związku z tym dochody podatkowe znacznie spadły, ale nie zostały nadrobione kosztem inwestycji krajowych. Wzrosły wydatki budżetu państwa (nawet bez pandemii) o prawie 1 proc. PKB. A więc według szacunków MFW, wzrost deficytu budżetu USA osiągnął 6,3 proc. PKB z 4,4 proc. Nie udało się zrealizować wskazanych wcześniej celów ożywienia produkcji w kraju, a wzrost cen produktów importowanych, w związku ze wzrostem taryf celnych, przyczynił się do wzrostu cen w USA.
Teraz odejdziemy od ekonomii i zwrócimy uwagę na politykę społeczną, a mianowicie to, w jakim stanie zostanie ona przekazana Bidenowi. Niestety tutaj Trump zdążył narobić problemów.
Jako republikanin, Trump opowiadał się za tradycyjnymi wartościami amerykańskimi, ale niestety za mało poświęcał uwagi tej kwestii, bardziej dbając o gospodarkę i zewnętrzny wizerunek kraju. Jednak to właśnie te wartości, a tylko potem gospodarka, uczyniły Stany Zjednoczone supermocarstwem.
Moje pokolenie wierzyło w te wartości, w prawdziwą amerykańską demokrację. Podziwialiśmy jej prawa, Konstytucję i to, jak Stany Zjednoczone traktują każdego człowieka i uważaliśmy ten kraj za jedyne dobre supermocarstwo w porównaniu ze Związkiem Radzieckim i Chinami. Innymi słowy, wierzyliśmy, że Amerykanie oraz ich styl życia są idealne i ekskluzywne.
Szanowanie praw każdego człowieka uczyniło społeczeństwo amerykańskie wyjątkowym w historii świata. Konstytucja Stanów Zjednoczonych została napisana w taki sposób, by ograniczyć władzę i zapobiec jej ingerowaniu w życie zwykłego człowieka.
Teraz mamy wrażenie, że wszystko idzie w złą stronę. Mówimy tutaj nie o gospodarce, a nawet nie o pandemii, tylko o wartościach amerykańskich.
Trudno powiedzieć, w którym momencie Stany Zjednoczone zaczęły się zmieniać, ale zmiany te stały się zauważalne za czasów Baracka Obamy. To za jego rządów dowiedzieliśmy się o demokratycznym socjalizmie, polityce tożsamości, poprawności politycznej, sprawiedliwości społecznej i inkluzywności.
Abraham Lincoln powiedział kiedyś, że Ameryka nie może zostać zniszczona z zewnątrz, tylko sami Amerykanie mogą jej zniszczyć. I w 2020 r. wygląda na to, że USA strzeliły sobie stopę.
Ci, którzy oglądali wyścig wyborczy w 2020 r., pewnie zauważyli, jak społeczeństwo amerykańskie rozdzieliło się na dwa obozy. Polaryzacja społeczeństwa była szczególnie widoczna podczas zamieszek międzyrasowych, które nazwano BLM (Black Lives Metter). W tym czasie Stany Zjednoczone były o krok od nowej wojny domowej i bardzo dobrze, że udało się tego uniknąć.
Sprawy pogorszyły się wraz z pojawieniem się koronawirusa, którego władze wykorzystały jako pretekst do naruszenia prywatności. Teraz na tle pandemii władza mogła kazać ludziom, kiedy mogą opuścić swoje domy, kiedy iść do pracy i jak prowadzić działalność. Jest to bezpośredni krok w kierunku utraty niezależności i wolności w rozumieniu, które znamy teraz.
Według News & World Report jakość wyborów w USA w latach 2012-2018 pogorszyła się w porównaniu z wyborami w innych krajach demokratycznych.
Wygląda jednak na to, że wybory w 2020 r. przełamały dno. Organy wyborcze regularnie ujawniały oszustwa związane z głosowaniem. Oto kilka przykładów: zawieszono weryfikację podpisów, naruszono reguły wyborcze w niektórych stanach, odnotowano naruszenia przy potwierdzeniu listów do głosowania, które często były datowane wstecz, w głosowaniu uczestniczyły „martwe dusze” etc. Takie schematy są normą w wielu krajach Trzeciego Świata, ale podobne czyny w bastionie demokracji wyraźnie wskazują na spadek jej jakości.
Jako przykład możemy podać odmowę byłego dyrektora FBI oskarżania Hillary Clinton o to, że Obama użył Urzędu podatkowego USA jako narzędzia do wywierania wpływu na konserwatywne grupy.
A wszystkie te zmiany na gorsze można przypisać prezydenturze Trumpa, który nie zrobił nic, by powstrzymać błędny rozwój wydarzeń.
Jako szef Białego Domu, mając wszystkie dźwignie władzy Trump nie zdołał zapewnić sobie nie tylko lojalności, a nawet neutralności sieci społecznościowych i mediów. Trump nie zaspokajał ulic, co śmiało można było zrobić pod pretekstem walki z BLM, lub nawet walki z koronawirusem. Skutkiem były przedłużające się zamieszki, pogromy i nowy skok liczby zachorowalności na COVID-19.
Na koniec mamy przegrane wybory, utracone wartości i całkowitą śmierć Trumpa jako polityka, ale śmierć jednego polityka z reguły oznacza życie drugiego.
A więc, jak mówi stare przysłowie: „Umarł król. Niech żyje król!”