Od ponad dwóch miesięcy epidemia koronawirusa przyciąga naszą uwagę. Epidemia negatywnie wpłynęła na wszystkie obszary światowego biznesu, od sprzedaży odzieży po turystykę. Mamy jednak mistrza, którego straty nie są porównywalne z żadną inną branżą – sektor ropy. W tej sytuacji najsłabszym ogniwem okazała się ropa naftowa, której spadek cen zaszkodzi światowej gospodarce.
Spadek cen ropy rozpoczął się, gdy wirus jeszcze nie opuścił Chin. W tym czasie w Chinach gwałtownie spadło zapotrzebowanie na surowce, co nie było zaskoczeniem, ponieważ praca wielu producentów i spółek została zawieszona, ludzie odwołali swoje podróże, zakupy, wycieczki na wystawy, kina itp. Ropa naftowa w naszym świecie od dawna jest olejem smarującym przekładnie biznesu, a w razie ich bezczynności olej nie jest potrzebny. Właśnie ten czynnik stał się głównym powodem presji na ropę.
Następnie, gdy wirus opuścił ChRL, te same powody pojawiły się w innych krajach, zwiększając spadek popytu. Jednocześnie producenci ropy nie zatrzymali się ani na minutę. Nadal produkowano gigantyczne ilości ropy, zwiększając codziennie różnicę między podażą a popytem. Cała nadzieja była w OPEC. Rynki liczyli na to, że organizacja powstrzyma spadek surowców. Według prognozy cena ropy pod wpływem kartelu naftowego miała wzrosnąć do około 60 USD i spędzić tam trochę czasu. Kartel był o krok od podpisania traktatu, gdy Moskwa odmówiła.
Nieudana umowa
Na początku marca kraje członkowskie OPEC spotkały się na planowanym spotkaniu. Wszyscy byli pewni, że kraje eksportujące surowce podpiszą nową umowę lub przynajmniej przedłużą obecną do końca drugiego kwartału, aby poprawić sytuację na rynku.
Spodziewano się, że większość redukcji spadnie na kraje OPEC, a mniejsza część na kraje spoza kartelu.
Jednak wszystko nie poszło zgodnie z planem. Rosja odmówiła podpisania nowej umowy. Była zadowolona z obecnych cen i była gotowa zatrzymać się na nich i przedłużyć na kolejny kwartał, podczas gdy Rijad chciał zwiększyć obniżkę. Jak się później okazało, prawie wszyscy członkowie OPEC zgodzili się na nową redukcję i tylko Kreml postanowił pozostać we własnej opinii.
Musimy od razu powiedzieć, że takie zdarzenie nie zdarza się tak często. Kraje OPEC i kraje, które nie uczestniczą w kartelu, zawsze dochodziły do porozumienia po 2016 r. Obecna umowa przestanie obowiązywać po trzech tygodniach. Od 1 kwietnia, wzrost produkcji ropy będzie zależeć od każdego kraju indywidualnie, nikt i nic nie powstrzyma tego procesu. Bez podpisania najważniejszego dokumentu uczestnicy OPEC + podpisali dokument o kontynuacji współpracy.
Z powodu braku ograniczeń organizacja OPEC + nie tylko nie poprze cen ropy naftowej przy dodatkowym obniżeniu produkcji, ale może także wprowadzić dodatkową ropę na rynek. Okazuje się, że rynek ropy de facto spadnie do poziomów z 2016 roku. Wskutek tego na rynku pojawi się bardzo dobry nadmiar surowców.
Jednak nie wszystko jest stracone. Jest całkiem możliwe, że uczestnicy OPEC przeprowadzą dodatkowe posiedzenie do kwietnia, aby zmienić sytuację. Tak więc nadal istnieje szansa na kompromis.
Kreml nie chce kolejnej obniżki
Na spotkaniu z liderami koncernów naftowych rosyjski prezydent zwrócił uwagę na znaczenie umowy OPEC, ale podkreślił, że obecne ceny są akceptowalne dla Rosji, a zgromadzone rezerwy pozwolą na wypełnienie zobowiązań budżetowych, nawet jeśli sytuacja się pogorszy. Rosyjscy uczestnicy przemysłu naftowego mają dość umowy; w 2019 r. udało się z nimi dogadać tylko kosztem kondensatu gazowego.
Jakie są powody, dla których Kreml nie chce trzymać się umowy?
Po pierwsze, nowa redukcja dla Moskwy nie jest opłacalna, ponieważ po raz pierwszy od 2016 r. redukcja zaszkodzi sektorowi. Od 2017 r. OPEC + za punkt odniesienia uważała poziom produkcji jesienią 2016 r., a w tym roku Rosja osiągnęła szczytowe poziomy w wydobyciu ropy naftowej, co oznacza, że nawet po zawarciu umowy Moskwa nadal wydobywała więcej, niż trzeba. Pod koniec 2018 r. strony umowy ustabilizowały produkcję surowców, a pod koniec 2019 r. Moskwie udało się wykluczyć z transakcji kondensat gazowy. Ze względu na nowe obowiązki Rosja musiałaby realnie ograniczyć produkcję, co może pociągać za sobą spadek kapitalizacji rosyjskich koncernów naftowych.
Po drugie, Moskwa nie zgadza się na podpisanie nowej umowy ze względu na zwiększoną konkurencję w regionie azjatyckim, na który rosyjskie koncerny naftowe niedawno przekierowały eksport. Tak więc w latach 2016-2018 Rosja zmniejszyła wielkość dostaw surowców do Unii Europejskiej o 14%, a jednocześnie zwiększyła eksport do Chin i Indii o ponad jedną trzecią.
Z drugiej strony, ze względu na niższe ceny ropy, Chiny i Indie mogą zwiększyć konsumpcję, co by również było korzystne dla Rosji, która potrzebuje niezawodnych alternatyw dostawom do UE.
Co dalej?
Jeśli więc kraje OPEC + nie przekonają Moskwy do zmiany decyzji, ropa może spaść do poziomu 30 USD za baryłkę. W najgorszym przypadku cena na benchmark może wynieść 26 USD.
Z powodu epidemii koronawirusa eksperci już przeglądają prognozy zapotrzebowania na ropę. IEA na początku lutego już obniżyła swoją prognozę popytu na ten rok. Organizacja zauważyła, że popyt na ropę naftową i produkty ropopochodne gwałtownie spadł z powodu przestoju instalacji spowodowanego wybuchem wirusa. A ponieważ Chiny są głównym motorem popytu na ropę na świecie, proces ten dotknie też inne kraje.
Dlaczego znowu Chiny? To proste – Chiny odpowiadają za około 15% światowego zużycia ropy. Oprócz tego, że kraj ten pochłania dużo ropy, jest także głównym motorem wzrostu jej ceny. Tak więc w ciągu ostatnich pięciu lat na Chiny przypada około 35% wzrostu światowego popytu na ropę. Gdyby nie koronawirus, w tym roku ten udział mógł osiągnąć 40%.
W tej chwili cena ropy WTI jest zbliżona do poziomu 40,00 USD za baryłkę. Uważamy, że jeśli w najbliższej przyszłości sytuacja z koronawirusem nie pogorszy się, to cena ustabilizuje się w tym obszarze. Warto pamiętać, że pozycja tego aktywa jest niepewna, a dowolny napływ negatywu może skierować rynek do regionu 30 USD, jak przewidują eksperci.