Załamanie gospodarki wywołane kryzysem COVID-19 doprowadziło do spadku cen ropy, indeksów giełdowych itp. Relacje między Stanami Zjednoczonymi a Chinami są napięte, a koronawirus nadal wywiera negatywny wpływ, ale inwestorzy ignorują te okoliczności. Kiedy kryzys tylko zaczął stanowić zagrożenie dla gospodarek w lutym i marcu, uwaga inwestorów skupiała się wyłącznie na negatywnych wiadomościach, a na giełdzie indeksy aktualizowały historyczne rekordy. Teraz uwaga inwestorów skupiona jest głównie na pozytywnych wiadomościach i reakcji wskaźników ekonomicznych. Indeks S&P 500 niemal codziennie aktualizuje nowe rekordy wzrostów.
S&P 500 to jeden z najbardziej znanych indeksów na światowym rynku papierów wartościowych. Pokazuje całkowitą kapitalizację 500 dużych spółek publicznych z USA, których akcje znajdują się w obrocie publicznym. Indeks obejmuje m.in. Facebook, Apple, Amazon, Microsoft itp.
Wzrost indeksu wiąże się ze wzrostem zainteresowania inwestorów akcjami spółek technologicznych na amerykańskim rynku konsumenckim. To nie jest pierwszy przykład takiego zainteresowania. Na przykład w ciągu ostatniego roku większość dochodów indeksu S&P 500 stanowiły dochody pięciu największych firm – Facebook, Alphabet, Apple, Amazon, Microsoft. Właśnie te spółki stanowią ponad 20% kapitalizacji indeksu S&P 500 na rynku. Ponadto dzięki nim indeks Nasdaq otrzymał od czerwca impuls do nowych szczytów.
Jednak teraz sytuacja jest zupełnie inna. Odzyskanie przez S&P 500 lutowych maksimów i wzrost do nowych rekordowych poziomów zajęło 126 dni handlowych. Było to najszybsze odbicie cen akcji po 33. spadku. Akcje z bazy indeksu giełdowego w ujęciu P / E osiągnęły 22,6, co jest najwyższym wskaźnikiem od czasu kryzysu dotcomów.
Taki wpływ na indeks S&P 500 miał światowy kryzys finansowy z lat 2007-2008. Odzyskanie i pokrycie poniesionych strat zajęło wtedy około 5 lat.
Teraz natomiast indeks wykazał szybki wzrost, nawet z uwzględnieniem sytuacji w gospodarce USD, która jest obecnie dużo gorsza niż w latach 2007-2008, a stopa bezrobocia przekroczyła próg 105%. Ponadto rząd tego kraju nie reaguje teraz zbytnio na wydarzenia, a Kongres wyraźnie ma trudności z uzgodnieniem nowego pakietu środków stymulacyjnych.
Wzrost indeksu wynikał głównie ze znacznego wzrostu bilansu Rezerwy Federalnej USA. Polityka luzowania ilościowego doprowadziła do znacznego wzrostu liczby dolarów w gospodarce Stanów Zjednoczonych. Ponadto zasiłki dla bezrobotnych są nadal wypłacane dla osób, które straciły pracę w Stanach Zjednoczonych.
Co ciekawe, wysokość tych wypłat często przekracza kwotę wypłat pracowników. Badania pokazują, że większość Amerykanów decyduje się na inwestycje na giełdach, aby zwiększyć swoje oszczędności.
Podaż pieniądza M2 pokazuje wzrost, który jest podobny do stopy wzrostu z czasów kryzysu lat 2008-2009, tylko że teraz reakcja regulatorów była szybsza. Dodatkowo przez kilka miesięcy rynki były pompowane.
Rentowność dywidendy indeksu S&P 500 również zbliżyła się do 1,87%, znacznie przekraczając rentowność 10-letnich obligacji skarbowych na poziomie 0,68%. Ponadto rynek towarowy pozostaje w stanie stagnacji i w takich warunkach to właśnie inwestycja w akcje jest jedynym instrumentem podwyższenia kapitału.
Nie mniej ważną rolę odgrywa wsparcie biznesu ze strony rządu USA. Amerykański regulator uruchomił prasę drukarską, przeznaczając tony dolarów na wsparcie gospodarki i biznesu. Ktoś otrzymał pożyczki, a ktoś zarobił na sprzedaży udziałów. Ponadto wiele firm zaczęło emitować akcje i te aktywa również są kupowane. Popyt często przewyższa podaż, a to z kolei powoduje wzrost cen.
W dużym skrócie obecną sytuację można opisać w następujący sposób – podwyższony optymizm wynikający z oczekiwań szybkiego ożywienia gospodarczego, braku strachu i niekontrolowanej chciwości. Niestety, obraz w świadomości inwestorów nie odpowiada sytuacji w gospodarce USA. W takich warunkach, przy najmniejszej zmianie nastrojów rynkowych, traderzy zaczną panikować. Coś podobnego było już na początku kryzysu w 2008 r., kiedy traderzy kupowali wszystko na swojej drodze.
Powstaje pytanie: po co inwestować w indeks, skoro gospodarka kraju stoi w martwym punkcie, a wiele firm ogranicza swoją działalność i nie inwestuje w rozwój biznesu?
Najprawdopodobniej rynek po prostu stara się wierzyć w lepsze. Przed rozpoczęciem pandemii inwestorzy czekali końca kwartału lub roku finansowego i tylko potem robili prognozy i wyciągali wnioski. A teraz rynki czekają tylko na 2021 r., kiedy do wolnej sprzedaży ma wejść szczepionka, wierząc, że natychmiast rozwiąże ona wszelkie problemy związane z koronawirusem. Następnie oczekuje się, że globalna gospodarka zacznie szybko rosnąć, więc wszelkie wiadomości o szczepionce, a było ich wiele w ciągu ostatnich dwóch miesięcy, popychają rynek dalej w górę.
W ostatnim czasie aktywa wykazywały zwiększoną zmienność. To zwykle zwiastuje koniec trendu. Giełda w ostatnich latach systematycznie rośnie, a teraz widać oznaki zakończenia tego wzrostu.
W średnim okresie prawdopodobny jest szeroki trend boczny. Fale optymizmu związane z nadziejami na szybkie ożywienie gospodarki światowej po recesji będą zmieniać się niepokojem spowodowanym zagrożeniami ze strony pandemii i konfliktami handlowymi.
Boczny korytarz prawdopodobnie będzie mieścił się w przedziale od 2500 $ do 3500 $.
Jest też inna wersja. Wyścig indeksu będzie kontynuowany aż do wyborów prezydenckich w USA. Donald Trump zbyt ciężko pracował, aby podnieść amerykańskie indeksy i uważa to za jedno ze swoich osiągnięć. Nie sądzimy, aby zapomniał o tym w trakcie swojej kampanii wyborczej. Tak więc wzrost do listopada jest gwarantowany.
Boczny trend lub głęboka korekta staną się możliwe tylko w przypadku, jeżeli Trump przegra wybory. Jeśli zwycięży – S&P 500 może osiągnąć kolejne fantastyczne maksima.
Naszym zdaniem amerykańska giełda coraz bardziej przypomina bańkę, która może pęknąć w każdej chwili. Może jutro lub za rok, ale to się stanie. Jedna uwaga mówi na korzyść naszej opinii.
Warren Buffett był ostatnio krytykowany przez wielu ekspertów za to, że nie inwestuje w akcje. Powstaje pytanie: „Czy taki wieloryb rynkowy naprawdę nie wie, co ma robić i gdzie zainwestować?”
Trudno w to uwierzyć.
Inwestorzy jego poziomu podejmują decyzje, ważąc wszystkie „za” i „przeciw” i nie poddają się panice, co oznacza, że teraz nie jest czas na długoterminowe inwestycje w akcje!