3 listopada 2020 roku w Stanach Zjednoczonych odbędą się wybory prezydenckie. Od samego początku wyścigu liderem pozostawał obecny prezydent Donald Trump i wszyscy prorokowali mu zwycięstwo. Potem nadszedł COVID-19 i układ sił się zmienił . Jak wiemy, koronawirus najmocniej uderzył w Stany Zjednoczone, pokazując bezradność obecnej administracji Białego Domu.
Według najnowszych sondaży teraz Joe Biden prowadzi wyścig polityczny i najprawdopodobniej zostanie 46. prezydentem Stanów Zjednoczonych. Obecnie wiele osób zadaje sobie tylko jedno pytanie – czy jest w stanie wzmocnić gospodarkę kraju i pomóc dolarowi w utrzymaniu wiodącej pozycji.
Tak więc Biden prowadzi, a różnica między nim a Trumpem osiągnęła w tej chwili dwucyfrową wartość. Według jednego z sondaży około 30 proc. Amerykanów popiera obecnego szefa Białego Domu, podczas gdy 45 proc. woli Bidena w roli prezydenta.
Według innego badania tylko 35 proc. mieszkańców kraju uważa, że decyzje Donalda Trumpa pomagają gospodarce uporać się z kryzysem gospodarczym wywołanym przez COVID-19.
W dodatku zmiana nastrojów wyborców nastąpiła bardzo szybko. Na początku roku Trump mógł liczyć praktycznie na automatyczną reelekcję, krzycząc na prawo i lewo, że to on zdołał ożywić gospodarkę i obniżyć stopę bezrobocia. Koronawirus jednak wszystko zepsuł.
Wyborcy zaczęli preferować Joe Bidena, nie tylko dlatego, że rozczarowali się Trumpem, ale także dlatego, że Biden pracował przez długi czas w administracji Obamy. Przypomnijmy, że kryzys z 2008 roku przypadł na prezydenturę Obamy, a Biden jako demokrata ma doświadczenie w zwalczaniu problemów gospodarczych. To właśnie jego doświadczenie pomaga zdobywać punkty, poddając krytyce działania Trumpa i jasno uzasadniając swoje argumenty.
Recesja z 2008 roku była prawdziwym wyzwaniem dla Białego Domu. Wielu ekspertów zgadza się dziś, że to właśnie administracja Obamy, a tym samym Biden, pomogła Stanom Zjednoczonym wyjść z recesji. To oni byli w stanie ustabilizować gospodarkę, przywracając ją na właściwe tory.
Oprócz wyborów prezydenckich, w listopadzie odbędą się również wybory do Kongresu w USA. Ich wynik również wpłynie na kurs waluty krajowej.
Na przykład mocny dolar na początku rządów Donalda Trumpa jest wynikiem obniżek podatków korporacyjnych przyjętych przez Trumpa i Republikanów w Kongresie oraz protekcjonizmu. Czyli tandem Trumpa i Republikanów w Kongresie umożliwił wzmocnienie amerykańskiej waluty.
To z kolei wskazuje, że dla Bidena najkorzystniejszym scenariuszem będzie nie tylko zwycięstwo w wyborach prezydenckich, ale także zwycięstwo Demokratów w Izbie Reprezentantów i Senacie. To umożliwiłoby zarządzanie krajem bez napotykania silnego sprzeciwu ze strony opozycji.
Obietnice kampanii Bidena w kluczowych kwestiach różnią się od zasad, na których opiera się Donald Trump.
Biden odziedziczy niespokojny kraj. Podobnie jak Obama w swojej pierwszej kadencji, i Bush Jr. w 2001 r., i Roosevelt w 1933 r., będzie musiał rozpocząć swoje rządy w środku kryzysu.
Sytuacja będzie wymagała od niego podjęcia nadzwyczajnych kroków w celu rozładowania napięć w gospodarce.
A więc co oferuje Biden? Najpierw będzie musiał wziąć pod kontrolę chaos, jaki rozsiał koronawirus. Po drugie, będzie musiał zrobić coś, co będzie się różnić od czynów jego poprzednika.
Trump podczas swojej prezydentury skupiał się na ekonomii. Jego protekcjonizm działał dobrze przez jakiś czas, dopóki jego konflikt z Pekinem nie poszedł za daleko i nie zaczął szkodzić gospodarce USA. Sytuację pogorszyła również pandemia i wyzerowała wszystkie jego osiągnięcia.
Będąc Demokratą, czyli bezpośrednim przeciwnikiem politycznym nie tylko Trumpa, ale także jego partii, kampania wyborcza Bidena w dużej mierze opiera się na sprzecznych zasadach z polityką Trumpa.
Prezydent Trump zawsze był po stronie amerykańskiego biznesu i miał specyficzny nacjonalistyczny pomysł. Dążył do wzrostu amerykańskiej gospodarki, powrotu biznesu i kapitału do ojczyzny oraz stworzenia miejsc pracy w Stanach.
Przez wszystkie lata, gdy Trump obejmował stanowisko prezesa, sprzeciwiał się mocnemu dolarowi i wysokim stopom procentowym. Taka była jego pozycja: silna waluta amerykańska szkodzi lokalnym eksporterom, którzy przez to mniej zarabiają na rynkach zagranicznych. Dodatkowo dług publiczny USA aktywnie rósł w okresie prezydentury Trumpa, a drogi dolar utrudnia obsługę długu publicznego.
Biden zamierza pójść w przeciwnym kierunku, jeśli wygra wybory. Planuje podnieść podatek od osób prawnych, co jest częściowym zniesieniem reform Trumpa. Ponadto obiecał, że podniesie podatki dla bogatych. Innymi słowy, zaciśnie pasy fiskalne dla tych, kogo roczny dochód przekracza 400 000 USD.
Ponadto, jako prezydent Stanów Zjednoczonych prawdopodobnie będzie prowadził mniej agresywną politykę wobec Chin, złagodzi presję na Pekin i znacząco obniży cła.
Innymi słowy, wszystkie działania Bidena będą skierowane na wzrost amerykańskiej waluty.
Stany Zjednoczone to kraj o długiej historii. Chodzi przede wszystkim o historię prezydencji jako instytucji. Przez lata istnienia tego państwa przedstawiciele Demokratów i Republikanów niejednokrotnie zastępowali się nawzajem na stanowisku głowy państwa. W tym czasie powstały statystyki, które wyraźnie pokazują, czym skutkuje przyjście do władzy przedstawicieli jednej lub drugiej partii dla waluty krajowej.
Po pierwsze, niektórzy analitycy uważają, że zmiana kierunku politycznego, czyli przejście władzy od republikanów do demokratów, już samo w sonie jest w stanie zmienić kurs dolara. Od 1971 r., kiedy zniesiono powiązanie złota z dolarem, w Stanach Zjednoczonych zmieniło się 12 prezydentów. W tym czasie władza przechodziła z rąk jednej partii do drugiej sześć razy, z których cztery razy zmiana doprowadziła do gwałtownych zmian w wycenie dolara.
Z drugiej strony, gdy władza pozostawała w rękach partii rządzącej, praktycznie nie było wahań kursu waluty krajowej.
Historia sugeruje, że Demokrata na czele Białego Domu jest korzystny dla dolara.
SEB niedawno opublikowało badanie dotyczące wpływu wyborów prezydenckich w USA na dolara. Według tych danych indeks dolara amerykańskiego wzrastał średnio o około 4 proc. w ciągu 100 dni po wyborach, za każdym razem, gdy wygrywał demokrata, a po zwycięstwie republikanów – tylko o 2 proc.
Według badania, w przypadku zwycięstwa Bidena amerykańska waluta znacząco poprawi swoje pozycje. Tuż po wygranej Bidena, dolar może wzrosnąć, ale wkrótce sytuacja rynkowa powróci do statusu quo. Wzrost ceny amerykańskiej waluty może być spowodowany wzrostem nastrojów bez ryzyka, ponieważ Biden jest dla Stanów Zjednoczonych „czarnym koniem”, który może wspierać dolara jako bezpieczną przystań. Prawdopodobnie dolar ponownie zacznie tracić na wartości kilka miesięcy po inauguracji i nieco wcześniej, w przypadku zwycięstwa Trumpa.
Polityka oczywiście waży dużo, jeśli chodzi o dolara, ale nie w USA. Od ponad 100 lat wszystko, co dotyczy dolara, jest związane z Fedem i polityką pieniężną, którą prowadzi. Obecie amerykański regulator trzyma się polityki, która gra nie na korzyść dolara.
W związku z globalnym kryzysem Fed zdecydował się na utrzymanie stóp procentowych na poziomie bliskim do zera. Ponadto Fed wdraża program skupu obligacji na czas nieokreślony, co również wywiera presję na amerykańską walutę.
Oznacza to, że Biden może wpłynąć na dolara tylko pośrednio. Demokraci mogą zwiększać bodźce i zwiększać deficyty. Na tym kończy się ich władza względem dolara.
Przy najniższych ujemnych stopach procentowych w historii Rezerwy Federalnej i największym podwójnym deficycie dolar pozostaje podatny na dalsze spadki. Ponadto szczepionka na koronawirusa jest już za rogiem, co oznacza, że wzrośnie popyt na ryzykowne aktywa, a na tym tle dolar, jako bezpieczna przystań, wyraźnie straci.
Więc co mamy. Za miesiąc odbędą się wybory w Stanach Zjednoczonych, najprawdopodobniej do tego momentu dolar pozostanie na obecnym poziomie. Ponadto spodziewamy się wzrostu tej waluty, który może trwać do 100 dni, czyli do inauguracji. Mniej więcej w tym samym czasie pojawi się szczepionka, która przerwie hossę waluty amerykańskiej i rozpocznie jej spadek, który potrwa kilka miesięcy.
Jeżeli jesteś ryzykownym traderem, teraz jest odpowiedni czas na kolejki górskie, które odbędą się na rynku w najbliższych miesiącach. Natomiast dla innych zalecamy unikać aktywów dolarowych w tym czasie i powrócić do nich tylko po wyborach, a lepiej w nowym roku, kiedy opadnie kurz i obraz rynku będzie wyraźniejszy.
Amerykański koncern Nike zakończył pierwszy kwartał nowego roku obrotowego z wynikami lepszymi od oczekiwanych. Dochód netto Nike’a wzrósł o 11 proc. do 1,518 mld USD.
Rozwodniony zysk na akcję również wzrósł do 0,95 USD z 0,86 USD rocznie, jednak przychody emitenta wykazały nieznaczny spadek o 1 proc. Wskaźnik ten okazał się na poziomie 10,58 mld USD.
Zaraz po publikacji raportu akcje spółki podskoczyły z 116 USD do oporu 130 USD. W tym miejscu nastąpiło odbicie i papiery powróciły do wartości 125 USD. Uważamy, że teraz należy poczekać na krótką korektę mniej-więcej do okolic 115 USD, skąd będzie kontynuowany wzrost akcji Nike. Poprawiamy naszą ostatnią prognozę i do końca roku spodziewamy się ceny w okolicach 150 USD.
W zeszłym tygodniu Aurora Cannabis poinformowała o wynikach IV kwartału 2020 roku podatkowego. Miniony rok okazał się wyjątkowo niefortunny dla emitenta. Od stycznia akcje spółki spadły o prawie 70 proc., a dodatkowo producent konopi indyjskich informował o stratach przez dwa kwartały z rzędu. Ostatni raport nie był wyjątkiem i pokazał pogorszenie się sytuacji finansowej Aurora Cannabis.
Przychody netto w ujęciu kwartalnym spadły. Całkowite przychody netto wyniosły 72,1 mln dolarów kanadyjskich, co jest o 5 proc. mniej niż w poprzednim kwartale. Przychody emitenta wyniosły 67,5 mln CAD, czyli o 3 proc. mniej niż w III kwartale.
Rynki oczekiwały pozytywnego raportu, dlatego w przeddzień publikacji danych cena wzrosła do 7,50 USD. Stąd benchmark spadł do poziomu 6 USD, a następnie do regionu 5 USD.
Nasza prognoza pozostaje bez zmian i nadal uważamy, że rynek spadnie do 3 USD.